#1 2012-12-10 13:13:29

Jeff Killer

Psychiatra

Zarejestrowany: 2012-12-10
Posty: 28
Punktów :   

Cotard

Nie mogłem tego przeżyć. Nie mogłem. Nikt nie może przeżyć upadku z wysokości dwustu metrów na auto swojego byłego szefa.

Nienawidzę gnoja. Specjalnie popełniając samobójstwo wybrałem jego ukochane autko Aston Martin One-77.

Kosztowało prawie dwa miliony dolarów. A mi dupek nie chciał dać p
odwyżki za piętnaście lat ciężkiej harówki dla niego. Przez niego straciłem wszystko.

Żonę. Syna. Dom. Oszczędności. Zdrowie. Honor. Godność.

Wszystko co miało dla mnie wartość zostało zniszczone przez niego.

Co za drań z niego.

Dlatego postanowiłem skoczyć. Ale żeby nie myślał że wygrał. Dlatego skoczyłem na jego auto.

Pamiętam jak leciałem w dół. Pamiętam ból gdy uderzyłem w jego ukochane autko.Dwieście metrów w dziesięć sekund.

Zabije to każdego. I mnie też zabiło. Nie jestem jakimś pieprzonym wyjątkiem.

Tylko dlaczego leżę w szpitalu? Od trzech miesięcy jestem w szpitalu cały w gipsie. Karmią mnie. Podają mi leki.

Jestem martwy! Dlaczego to robią?

To pytanie zastanawiało mnie przez trzy miesiące. Trzy pieprzone miesiące zajmowania się trupem przez tych głupców.

Uświadomiłem sobie jedno. Wiem czemu żyję mimo że nie powinienem. Jestem zombie. To kara boża za samobójstwo. Nagroda piekieł za to co zrobiłem żonie swojego byłego szefa.

Jestem pieprzonym zombie.

Czuję to! Jestem głodny! Chcę jeść! Nie chcę tego pokarmu co mi go podają. Chcę mózgu. Ludzkiego mięsa.

Niebo i piekło wybrało mnie. Czas bym rozpoczął apokalipsę. To ja będę tym co przyniesie zagładę ludzkości! Ja i tylko ja!

Muszę to rozegrać spokojnie, powolnie. Muszę tworzyć w sekrecie swoją armie zombie.
Przecież wystarczy jeden nabój bym odszedł na wieczność do piekła. A tam na pewno nie będą zadowoleni ze mnie

Na własne życzenie wypisałem się z szpitala.

Zamieszkałem w domu moich rodziców. Mama i tata przyjęli mnie jak syna

Nie jestem ich synem. Jestem zombie

Zaadaptowałem piwnice na swoją fabrykę zombie. By sąsiedzi mnie nie słyszeli zamontowałem tam prawie dwudziestocentymetrową warstwę wytłumiaczy. Żaden dźwięk nie rozejdzie się. Nigdzie.

Sprawdziłem. Rzuciłem granata. Zostało tylko lekkie wgłębienie w ziemi. Zero hałasu a stałem przy drzwiach.

Rodzicom powiedziałem że zakładam kapele heavy metalową. Ucieszyli się.

Ha. Traktują mnie jak zwierzątko. Pozwalają na wszystko bylebym się nie zabił.

Ale już za późno. Jestem zombie.

Za pożyczone pieniądze ufundowałem moim rodzicom wycieczkę na Hawaje. Chwalili się sąsiadom jakiego to dobrego mają syna. Dzięki temu sąsiedzi dopiero później dostrzegą co się dzieje. Gdy moja armia będzie zbyt wielka by cokolwiek mogło ją powstrzymać.

Godzinę przed ich wyjazdem zaprosiłem swoich rodziców do mnie do piwnicy.

Mmmmmm...Ojcu tak cudownie pulsuje krew. Widzę jak jego jabłko Adama co chwile podskakuje. Cierpi na nadciśnienie. Gruby, wiecznie spocony, z grubym wąsem facet. Smaczny kąsek. Zostawię go moim do zjedzenia. Tylko jego mózg zjem. Matkę przemienię w zombie. Ona mimo pięćdziesiątki na karku wciąż jest piękna. Niska ale piękna. Idealnie będzie się nadawała do zwabiania nowych
rekrutów do domu.

Stoją w piwnicy. Ojciec podziwia jak idealnie rozmieszczona jest warstwa. Nic nie słychać. I bardzo dobrze. Matka chwali mnie i po raz kolejny dopytuje kim są pozostali członkowie mojej kapeli i na czym będę grał.

Nie odpowiadam. Podbiegam do matki, jednocześnie wyciągając pistolet za paska od spodni. W biegu strzelam do ojca. Ojciec upada na ziemię. W następnej chwili jestem już koło matki. Przegryzam jej gardło i krtań

Jej krew zalewa moje gardło. Jakie to cudowne. Mam ochotę na jeszcze.
Wyszarpuje tętnice. Krew mnie całego zalewa. Matka charczy. Opada na podłogę i dygocze. Cudownie, zaczyna się przemiana. Podchodzę do ojca. Leży na ziemi. Martwy. Kula idealnie trafiła w kręgosłup. Widzę jego oczy jak patrzą na mnie w przerażeniu.
Wyciągam broń. Uchwytem rozbijam mu głowę. Jego oczy gasną.
Na sam widok mózgu ślinka napływa mi do ust.

Wyciągam go. Mmmmm...Jak cudownie on smakuje. Pyszności. Delicje. Zjadam większość. Pozostawiam kawałek. Zostawię go matce. Bądź co bądź to jest jej mąż.

Matka dalej charczy. Świetnie! Przemienia się. Jest dobrze

Najedzony i napojony idę na górę. Czas ruszyć na polowanie. Myję się pod prysznicem. Woda o czerwonym zabarwieniu spływa po mnie do kanału ściekowego. Wychodzę z domu. Udam się do najbliższego klubu. Gdy wrócę moja matka na pewno mi pomoże. Wyciągam z kasetki pieniądze. Sześć tysięcy dolarów.

Przybywam z polowania. Upolowałem. Piętnastolatka, uczennica pobliskiego gimnazjum. Ładna. Będzie dostarczała mi ludzi.
Te dzisiejsze nastolatki. Za grosz szacunku. Za tysiąc złotych puści się nawet z takim kolesiem jak ja.

Rodzice na wyjeździe, nikt się nią nie opiekuje sama w domu. Świetna jest. Nikt nie zauważy że zniknęła na kilka dni. Ma na imię Sylwia.

Zakrywam jej oczy. Wchodzimy do piwnicy. Matka dalej charczy. Ojciec leży martwy z rozwaloną czaszką. Czuję że się boi. Ma gęsią skórkę. Boi się charczenia. Trzymam ręce na jej ramionach.
Nagle odwraca się. Niewiele myśląc gryzę ją w szyję.
Wyszarpuje kawałek mięsa. Połykam go. Utknął w gardle dlatego przytykam usta do jej rany.
Ona wrzeszczy. Kopie mnie. Nie zwracam na to uwagi.

Jestem zombie. I ona też wkrótce nim będzie.

Poję jej krew. W końcu przestaję. Zemdlała. Ale żyje. Krew sączy się z jej szyi. Matka charczy.
Jej dłonie zaczynają drapać podłogę.

W końcu! Zaczynają się drgawki które sprawią że stanie się ona taka sama jak ja!
Nareszcie!

Nie mogę się doczekać. Podchodzę do ojca.
Zębami przegryzam brzuch. Wyciągam jego flaki na zewnątrz. Niech moje dzieci mają co jeść gdy się narodzą. Niech maja.

Sam zabieram się za wątróbkę. Opieram się o ścianę i obserwuje przemiany. Sylwia zaczyna drżeć. Matka drży.

Oparty o ścianę, zjadłszy już pół wątróbki zasypiam.
Budzę się rano.
Matka się nie rusza. Nie ma Sylwii.

Zmartwiony podchodzę do matki. Sprawdzam reakcje. Nie żyje.

Szkoda.

Jednocześnie cieszę się. Sylwia przeżyła transformacje.
Biedny głuptasek zamiast się posilić moim ojcem gdzieś poszedł. Idę za nim. Zostawia za sobą krwawe ślady. Z piwnicy przez kuchnię dochodzę do drzwi frontowych.

Widzę trzy radiowozy jak jadą na moje osiedle.

To oznacza tylko jedno. Złapali Sylwię i torturami zmusili do zdrady! Albo suka sama mnie wydała bo chce by jej imię przeszło do historii!

O nic z tego. Policjanci otoczyli mój dom. Zastrzeliłem już jednego jak próbowali tutaj wejść. Siedzę w domu, przy komputerze. Wiem że za chwilę zginę. Taki los zombie. Ale nie pozwolę by pamięć o mnie minęła.

Pamiętajcie o Tomaszu Gad pierwszym który rozpoczął tą apokalipsę. Ja jeszcze wrócę"

Treść dokumentu WordPad znalezionego w domu Anety i Józefa Gad w Warszawie pisanego przez nigdy nie odnalezionego Tomasza Gada pracownika firmy ochroniarskiej z dnia 10.11.2012.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.mythbusters-pogromcy.pun.pl www.najlepszeotsy.pun.pl www.j2megames.pun.pl www.yumyum.pun.pl www.narutoduel.pun.pl